Strona główna / Aktualności / Horror przed Wigilią

Horror przed Wigilią

Panią Marię ze snu wyrwał strzał z pistoletu. Nim zdążyła się zorientować, w jej domu pojawili się dwaj zamaskowani, uzbrojeni w pistolet i nóż bandyci. Bandziory brutalnie pobili kobietę, łańcuchem przykuli do pieca i polali denaturatem. – Zaraz cię ku**o podpalę – trzymając w ręku rozpaloną zapałkę powiedział jeden z oprawców. To nie scenariusz filmu sensacyjnego. To prawdziwe wydarzenia, do których doszło dokładnie 13 lat temu na terenie gminy Ostrowite. Przeczytaj wstrząsającą historię pani Marii.

Maria Z. na stałe mieszkała w Słupcy. Często jednak przyjeżdżała do Grabiny (gmina Ostrowite), do domu po swoich rodzicach. Na wsi znajdowała spokój, mogła naprawdę odpocząć. 22 grudnia 1998 r. właśnie w Grabinie samotnie przygotowywała się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia. Spać położyła się około godziny 19.00. Około 2.00 ze snu wyrwał ją strzał z pistoletu. 59-letnia wówczas kobieta zerwała się z łóżka i podeszła do okna zobaczyć, co się stało. Nim zdążyła się zorientować, usłyszała brzęk tłoczonej szyby, a po chwili przez okno weszło dwóch mężczyzn. Wyższy z nich na głowie miał pończochę, w ręku trzymał nóż. Z całej siły pociągnął panią Marię za włosy i przystawiając nóż do szyi zażądał wydania pieniędzy. Groził, że w przeciwnym wypadku poderżnie jej gardło.

– Nie mam żadnych pieniędzy – zdołała jedynie wydusić śmiertelnie przestraszona kobieta. Wtedy bandzior przeciągnął ją do kuchni, gdzie drugi z oprawców plądrował już kredens. Ten był niższy i chudszy, na głowie miał kominiarkę. Przyniesionymi przez siebie łańcuchem i sznurkiem bandyci przywiązali kobietę do pieca. Po chwili, znalezioną w kredensie butelkę z denaturatem rozlali na twarz i włosy swej ofiary. Pani Maria zamarła, kiedy w ręku wyższego bandziora zobaczyła płonącą zapałkę. Na szczęście drugi z napastników wytrącił ją swemu kompanowi. Zapałka opadła na podłogę zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od rozlanej plamy denaturatu. Przestępcy kontynuowali plądrowanie domu. Wyższy demolował kuchnię. Kiedy w kredensie znalazł słoik, w którym było 500 zł podszedł do pani Marii i mocno uderzył ją pięścią w twarz. Miała to być kara za to, że wcześniej kobieta kłamała, że nie ma pieniędzy. Kolejny raz 59-latka uderzona została, gdy drugi z bandziorów znalazł 250 zł w jej torebce zostawionej w pokoju.

– Podszedł do mnie i wyzywając pchnął ręką moją twarz o piec kuchenny – zeznała później torturowana kobieta.

Z torebki napastnicy zabrali też zdjęcie nieżyjącego ojca kobiety.

– To prokurator, ilu naszych braci zmarnował, musimy ich pomścić – powiedzieli wkładając fotografię do kieszeni. Zdenerwowani bezskutecznym szukaniem kolejnych pieniędzy zagrozili obolałej kobiecie, że jeśli nie da im forsy, pojadą do Słupcy po jej córkę. Najwyraźniej pomylili panią Marię z jej siostrą, bowiem z imienia i nazwiska wymienili właśnie córkę jej siostry. Maria Z. jednak znowu zarzekała się, że nie ma żadnych pieniędzy.

– Wtedy ten chudszy mówił do grubszego, żeby strzelał do mnie – zeznała później kobieta.

Po kilku minutach plądrowania mieszkania przestępcy wyszli do garażu. W międzyczasie planowali, że poleją cały dom benzyną i podpalą. Przykuta do pieca gospodyni miała spłonąć razem z budynkami. Na szczęście swego planu nie zrealizowali. Do domu wrócili po kilku minutach i znowu zażądali od kobiety 500 zł. Obiecali, że jeśli ta da im pieniądze, odjadą znajdującym się w garażu Fiatem 125 p i porzucą go w okolicach Kleczewa. Nie dostali jednak ani grosza, na co zareagowali wylaniem na swą ofiarę wiadra lodowatej wody. Po kilkunastu minutach wyszli z domu mówiąc, że idą do Niemki. Prawdopodobnie mieli na myśli kobietę, która kilka lat temu mieszkała po sąsiedzku. Pani Marii zapowiedzieli, że niedługo przyjdą i zagrozili jej, że jak powiadomi policję to wrócą i ją zabiją. Na szczęście, kobieta więcej nie zobaczyła już swoich oprawców. Około 4.00, przekuwając młotkiem ogniwo łańcucha, wycieńczonej kobiecie udało się uwolnić. Skoro świt poszła do sołtysa, by zadzwonić po siostrę. Po przyjeździe siostry kobiety pojechały o wszystkim opowiedzieć policji. Przybyli na miejsce policjanci zabezpieczyli wiele dowodów, m.in. pończochę, którą na głowie miał jeden z bandziorów, łańcuch, sznur i odciski palców. Analizując przebieg zdarzenia pewne było, że bestialskiego napadu dokonali mężczyźni z najbliższej okolicy. Dokładnie orientowali się bowiem w sytuacji rodzinnej Marii S., świetnie znali też Grabinę. W ten model sprawcy idealnie wpisywał się Ryszard S., mieszkaniec sąsiedniej wsi. Właśnie do jego domu w Starej Olszynie pies tropiący zaprowadził policjantów.

35-letni wówczas mieszkaniec Starej Olszyny przekonywał, że z rozbojem nie ma nic wspólnego.

– Tej nocy, około 1.20 wyszedłem na podwórko, bo psy bardzo ujadały. Nic jednak nie zauważyłem. Drugi raz mnie i żonę psy obudziły po 4.00, ale znowu nic nie zauważyliśmy. Wypaliliśmy papierosa i wróciliśmy spać – zeznał Ryszard S.

Wersję, że 35-latek nie brał udziału w rozboju potwierdzało przeszukanie. W jego domu policjanci nie znaleźli nic podejrzanego.

Rozpoznała bandytę

Kolejny, bardzo poważny trop wskazała sama pokrzywdzona.

– Po przeanalizowaniu na spokojnie całego zdarzenia, szczegółów działania sprawców oraz biorąc pod uwagę rysopisy i imiona, po których przestępcy do siebie mówili nie wykluczam, że jednym ze sprawców może być Janusz M. ze Starej Olszyny i utrzymujący z nim stałe kontakty koleżeńskie Józef H., mieszkaniec tej samej wsi – kilkanaście dni po zdarzeniu zeznała Maria Z.

Swą teorię potwierdziła podczas okazania. Mając przed sobą czterech mężczyzn kobieta bez wahania wskazała na Janusza M. jako sprawcę brutalnego rozboju. Był to jednak jedyny dowód obciążający mieszkańca Starej Olszyny. W jego domu policjanci nie znaleźli bowiem niczego, co mogłoby świadczyć o popełnionym przez niego przestępstwie. Sam mężczyzna zdecydowanie zaprzeczył, jakoby miał coś wspólnego z rozbojem. Twierdził, że całą feralną noc spędził w swoim łóżku. Podobnie zeznał Józef H. Ich wersji nikt jednak nie mógł potwierdzić. Ostatnim z podejrzanych o dokonanie brutalnego napadu był Tadeusz B. z Drążnej. Mężczyzna wśród znajomych znany był jako Balcer, a właśnie po tym pseudonimie, jak zeznała Maria Z., w trakcie napadu jeden z bandytów zwracał się do swego kompana. Tadeusz B. przekonywał, że nie ma nic wspólnego z rozbojem w Grabinie, a całą noc, kiedy dokonano zbrodni spędził w domu. Fakt, że feralnej nocy mężczyzna nie wychodził z domu potwierdziła jego żona.

Obciążający zapach

Po wytypowaniu czterech podejrzewanych (Ryszard S., Janusz M., Józef H. i Tadeusz B.) śledczy pobrali od nich materiał do badań. W laboratorium kryminalistycznym porównano zabezpieczone na miejscu przestępstwa linie papilarne z odciskami palców podejrzewanych mężczyzn. Wynik badań okazał się negatywny. Nic nowego do śledztwa nie wniosło również porównanie włosów pobranych od podejrzewanych z włosami, które zabezpieczono na pończosze porzuconej na miejscu przestępstwa przez jednego ze sprawców. Najistotniejsze dla śledztwa okazała się analiza osmologiczna. Polegała ona na porównaniu zapachu pończochy zabezpieczonej na miejscu przestępstwa z materiałem zapachowym pobranym z dłoni podejrzewanych mężczyzn. Specjalnie szkolone do tego celu psy policyjne wskazały, że ślady zapachowe zostawione na pończosze zgodne są z materiałem zapachowym pobranym od Tadeusza B. W przypadku Józefa H. policyjni eksperci nie mogli jednoznacznie się wypowiedzieć. Badanie kategorycznie wykluczyło zaś udział Janusza M. i Ryszarda S. w rozboju. Wynik analizy osmologicznej nie był jednak wystarczający, by Tadeuszowi B. i Józefowi H. postawić zarzut dokonania bestialskiego rozboju.

– Badania osmologiczne polegające na porównaniu zapachów zabezpieczonych na miejscu przestępstwa z zapachami pobranymi od potencjalnych sprawców są stosunkowo niedawno wprowadzone do praktyki organów ścigania w Polsce. Badania te, choć posiadają niewątpliwe walory dowodowe, nie mogą być jedynymi, na podstawie których formułować można zarzut tak poważnego przestępstwa, jakim jest rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia – uznała słupecka prokuratura.

Brakło kropki nad i

Po kilku miesiącach intensywnego śledztwa znaleziono dowody, które obciążały każdego z podejrzanych. Za tym, że sprawcą zbrodni był Ryszard S. przemawiał fakt, że do jego domu kilka godzin po rozboju doprowadził policjantów pies tropiący. Janusz M. został zidentyfikowany przez pokrzywdzoną kobietę. Jak zeznała Maria Z., w trakcie rozboju, prócz pseudonimu „Balcer” bandziory używali imienia „Janek”, co też mogłoby świadczyć, że to właśnie Janusz M. dopuścił się straszliwego przestępstwa. Tadeusza B. obciążała jego ksywa „Balcer”, ale przede wszystkim wyniki badań zapachowych. Najmniej przemawiało za winą Józefa H., chociaż i na niego były dowody. Jego udziału w rozboju nie wykluczyła analiza osmologiczna. Poza tym Józef H. jako jedyny przyznał się, że znał siostrę pokrzywdzonej kobiety, Kazimierę J. Właśnie ją mieli na myśli bandyci, kiedy straszyli Marię Z., że pojadą po córkę. Na żadnego z podejrzanych śledczy nie mieli jednak dostatecznie mocnych dowodów, by oskarżyć ich o dokonanie brutalnego napadu. W czerwcu 1999 r. słupecka prokuratura zmuszona była umorzyć śledztwo z powodu niewykrycia sprawcy. Cały czas trwały jednak czynności operacyjne policji. Pięć lat po umorzeniu śledztwa policja zdobyła informacje, z których wynikało, że sprawcą napadu na dom Marii Z. mógł być Ryszard D. z Lucynowa (gmina Ostrowite). Tezy tej nie potwierdziło porównanie jego odcisków palców ze śladami zabezpieczonymi na miejscu przestępstwa. Do dziś, choć od bestialskiego rozboju minęło dokładnie 12 lat, nikt nie odpowiedział za krzywdy doznane przez Marię Z.

Michał Majewski

Artykuł ukazał się w kwietniu 2010 r. na łamach Kuriera, w ramach cyklu „Kryminalne zagadki”.

Jeśli masz jakieś informacje, które mogą przyczynić się do skazania bandytów, skontaktuj się z Prokuraturą Rejonową w Słupcy (ul. Poznańska 14, tel. 63 275 21 55) lub najbliższą jednostką policji.

Kurier Słupecki - największa gazeta w powiecie słupeckim. W każdy wtorek najciekawsze informacje z Twojego regionu!

Motocykle 125 - Jaki wybrać? Jaki kupić?

5 komentarzy

  1. ale historia. o ja pier***e

  2. powszechnie wiadomo z tzw. plotkarni, że Ryszard D jest w tzw. „rodzinie dona corleone”, nawet na dowód ostrzeżenia coby nie wyjść z niej podobno dostał dwa ostrzeżenia ” dwa koguty”, trzecie to już wiadomo jakie będzie, można się domyśleć, a w interesie kręci się z plotkarni tabaka bez akcyzy…… i inne, nie zdziwiłbym się gdyby to on z „rodzinką” za tym stał, bo ci pijaczkowie typu Janusz M, Józef H … to są za głupi na taki skok, jak oni ledwo łażą z „przemęczenia”

  3. Cytat:
    „Z torebki napastnicy zabrali też zdjęcie nieżyjącego ojca kobiety.

    – To prokurator, ilu naszych braci zmarnował, musimy ich pomścić – powiedzieli wkładając fotografię do kieszeni.”

    Zemsta dona corleone?

  4. Łoł Wow Grabina, „dona corleone”,niemożliwe ,niebywałe. I to wszystko w Starej Łolszynie?

  5. raczej w „Luckowie”, coś w tym jest, niech się „Wielki Brat” wykaże, awans w kieszeni

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udowodnij to że nie jesteś programem *