Strona główna / Aktualności / Był mistrzem Polski

Był mistrzem Polski

Mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski oldboyów, mistrzostwo kraju w czempionatach młodych koni zagranicznych i liczne sukcesy w zawodach niższej rangi – to dorobek Krzysztofa Kuraszyka. – Ale przede wszystkim, to mnóstwo pięknych wspomnień – mówi mieszkaniec Giewartowa

Krzysztof Kuraszyk w Giewartowie mieszka od niedawna, choć z naszym terenem związany jest od kilkudziesięciu lat. W latach 70., jako nastolatek razem z rodzicami i braćmi przeprowadził się z do Mieczownicy z Nowej Wioski koło Kwidzyna. Jego ojciec – Henryk Kuraszyk – objął wówczas posadę koniuszego w Stadninie Koni w Mieczownicy. To właśnie tu pan Krzysztof rozwinął swoją jeździecką pasję. – Pierwsze kroki, jako młody chłopak, stawiałem w Nowej Wiosce, ale dopiero w Mieczownicy na dobre złapałem jeździeckiego bakcyla. Trenowałem w nowo powstałym tutaj klubie jeździeckim – wspomina. W 1977 r. musiał wyjechać z Mieczownicy, do wojska. Z końmi się jednak nie rozstał. Kiedy na komisji wojskowej powiedział, że trenuje jeździectwo, został skierowany do jednostki w Modlinie, a stamtąd, po przejściu podstawowego szkolenia, trafił do Legii Warszawa. Razem z nim w jednostce było wielu sportowców różnych dyscyplin. Niewiele brakło, by pan Krzysztof trafił do sekcji piłkarskiej. – Graliśmy akurat mecz z zawodowymi żołnierzami, kiedy przyjechał podpatrywać nas Władysław Stachurski, który pracował wówczas w Legii. Tak się złożyło, że wygraliśmy ten mecz, a ja strzeliłem dwie bramki. Po meczu pan Stachurski podszedł do mnie i zapytał o nazwisko, bo nie miał mnie w swoim notesie. Powiedziałem, że trenuję jeździectwo, a nie piłkę – z uśmiechem wspomina pan Krzysztof. Inna ciekawostka z wojska dotyczy generała Jaruzelskiego. – Regularnie przyjeżdżał do naszej jednostki jeździć konno, co zresztą bardzo dobrze mu wychodziło. Razem z kolegami braliśmy udział w zabezpieczeniu jego treningów – opowiada mieszkaniec Giewartowa, który przez całą służbę wojskową zajmował się końmi. Kilka razy miał też okazję startować w zawodach, głównie rangi okręgowej.

Po wojsku wrócił do Mieczownicy. Kilka razy jeszcze wystartował w zawodach, po czym jeździectwo musiało ustąpić miejsca innym obowiązkom. Wyprowadził się pod Warszawę, gdzie założył rodzinę. – Trzeba było się zająć utrzymaniem rodziny, dlatego na konie zabrakło czasu. Ale tęsknota za nimi zawsze była – przyznaje. Po kilkunastu latach kupił wymarzonego konia, z hodowli w Mieczownicy. Razem z ojcem, który był już na emeryturze, zaczęli go trenować. Krótko potem pan Krzysztof znowu zaczął jeździć konno. Kiedy w 2001 r. wygrał konkurs przesiadany dla amatorów, złapał wiatr w żagle. Trzy lata później zajął czołowe miejsce w Mistrzostwach Polski Młodych Koni. – Po tym konkursie w gazecie napisali, że podstarzały facet z nadwagą wygrał z czołówką jeźdźców – wspomina z uśmiechem. Przez kolejne lata startował w dziesiątkach różnych konkursów. W 2008 r. zdobył wicemistrzostwo, a rok później został mistrzem Polski oldboyów. Za swój największy sukces uznaje jednak mistrzostwo Polski w czempionatach młodych koni zagranicznych. Do tego doszły wygrane w różnych konkursach niższej rangi. – Były czasy, kiedy do jeździectwa nie musiałem dopłacać, a całkiem nieźle na tym wychodziłem. W zawodach udawało się wygrywać pieniądze, ale też inne nagrody, m.in. sprzęt AGD. Raz wygrałem pieczonego świniaka – opowiada. Duża satysfakcję sprawiało mu również trenowanie dzieci i młodzieży. Kilka lat prowadził szkółkę jeździecką, a jego uczniowie osiągali całkiem niezłe wyniki.

Teraz, z jeździectwa zostało mu mnóstwo pucharów i jeszcze więcej dobrych wspomnień. Mieszkając od niedawna w Giewartowie, lubi wybrać się do Mieczownicy, by trochę pojeździć. – Zdrowie już nie to i waga nie ta, ale udaje mi się jeszcze wsiąść na konia. To pasja, które pozostaje w człowieku na zawsze – mówi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udowodnij to że nie jesteś programem *