Strona główna / Aktualności / Kochał świat, kochał życie. Odszedł tak wcześnie…

Kochał świat, kochał życie. Odszedł tak wcześnie…

Od chwili rozpoznania u niego choroby dzielnie walczył z nowotworem. Mimo cierpienia, nigdy nie poddawał się chorobie. Nigdy też nie narzekał na swój los. Do ostatnich chwil swego życia miał plany i marzenia. Nie udało mu się ich zrealizować. Zmarł w wieku niespełna 15 lat. Dziś mija 10. rocznica śmierci Witolda Pułróla z Giewartowa.


Walkę z chorobą rozpoczął w styczniu 2005 r., kiedy miał 12 lat. Wtedy to poznańscy lekarze wykryli u niego nowotwór kości. Od czasu rozpoczęcia leczenia życie Witka bardzo się zmieniło. Chłopiec swój czas dzielił na pobyty w domu i wizyty w warszawskim Instytucie Matki i Dziecka. Tamtejsi lekarze po kilku chemioterapiach podjęli decyzję o wycięciu chorej kości i założenia endoprotezy. 1 grudnia 2005 r. lekarze zmuszeni byli amputować Witkowi nogę. Wtedy to rodzina chłopca rozpoczęła starania o zakup specjalistycznej protezy. – Marzę o protezie, żebym mógł znowu biegać i grać z kolegami w piłkę – mówił Witek w lutym 2006 r., kiedy na łamach Kuriera opowiadaliśmy jego historię. Dzięki pomocy wielu ludzi wielkiego serca w wakacje 2006 r. dostał wymarzoną protezę. Miesiąc wcześniej we wrocławskim szpitalu odbył chemioterapię oraz poddał się przeszczepowi szpiku kostnego. Po powrocie ze szpitala wydawało się, że jest już zdrowy, nie miał żadnych zmian nowotworowych. Następnie przeszedł rehabilitację i nauczył się chodzić w protezie. Z kolejnymi tygodniami wracał do pełni sił. Pod koniec roku 2006 czuł się bardzo dobrze. 11 lutego 2007 r. Witek uczestniczył w koncercie charytatywnym zorganizowanym przez uczniów i nauczycieli z ostrowickiego gimnazjum, do którego chłopiec uczęszczał. Dochód z koncertu przekazany był na dalsze leczenie Witka, który był przekonany, że wiosną będzie normalnie, ze swymi koleżankami i kolegami chodził do szkoły. Niestety, w lutym 2007 r. marzenia chłopca legły w gruzach. Wtedy to, po kolejnych badaniach w Warszawie okazało się, że Witek musi wracać do szpitala, bo ma przerzuty na płuca. Konieczny był kolejny cykl chemioterapii. W maju stan zdrowia bardzo się pogorszył. W czasie chemioterapii, z powodu przerzutów nowotworowych na kręgosłup, doszło do częściowego paraliżu i od tego czasu chłopiec skazany był na wózek inwalidzki, nie mógł samodzielnie się poruszać. W maju lekarze wypisali go z warszawskiego szpitala, gdyż stwierdzili, że nie ma szans na wyleczenie. Mimo, że jeździł na wózku, czuł się dobrze, cały czas miał nadzieję, że nastąpi poprawa jego stanu zdrowia. Niestety, stało się odwrotnie. W listopadzie jego stan znowu bardzo się pogorszył. Zaczęły się różne infekcje, choroba postępowała, Witek czuł się coraz gorzej. Święta Bożego Narodzenia udało mu się spędzić w domu z rodziną. Chłopca nadal nie opuszczała nadzieja na poprawę stanu zdrowia, nawet mimo tego, że od stycznia większość czasu spędził w słupeckim szpitalu, a choroba atakowała coraz bardziej. – Witek chciał zostać lekarzem. W najbliższej przyszłości planował kontynuować naukę w liceum na profilu biologiczno-chemicznym. W ostatnich dniach swego życia był przekonany, że na święta wielkanocne wróci do domu i spędzi je z nami – wspominał Tomek, brat Witka. Niestety, tych planów i marzeń Witkowi nie udało się zrealizować. 12 marca, około godziny 11:30 niespełna 15-letni chłopiec przegrał walkę ze straszliwą chorobą. Wszyscy, którzy znali Witka podkreślali jego wielki spokój ducha. – Bardzo dzielnie znosił chorobę. Ani razu się nie skarżył na swój los, był bardzo pogodny, do końca miał plany i marzenia – mówił brat. – Odchodzi od nas wzór postępowania w chorobie i cierpieniu – to słowa ks. Marka Barlaka, proboszcza giewartowskiej parafii, do której Witek należał. – Bardzo kochał świat, bardzo kochał życie. Pamiętam, że zawsze, gdy byłem u niego z posługą sakramentalną, czy to w domu, czy w szpitalu, podziwiałem jego wielką cierpliwość i wielki spokój ducha. Będzie nam brakowało twojego młodego, ale wielkiego, dobrego i pięknego serca – mówił w kazaniu wygłoszonym na pogrzebie Witka jego katecheta, ks. Grzegorz Kwaśniewski. 

Jeden komentarz

  1. Bardzo smutne, nie każdy z młodych ludzi potrafi docenić to co mają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udowodnij to że nie jesteś programem *